Jak co roku przyjechałam na peron by dojechać do Hogwartu. Tak...Bardzo lubię naukę tam. Gdy pociąg odjeżdżał widziałam wszędzie rodziców przytulających swoje pociechy na pożegnanie. Szkoda, że straciłam kontakt z rodzicami tak dawno... Obok mnie przechodził chłopczyk. Miał jakieś 11-12 lat... To był chyba jego pierwszy rok. Był bardzo słodki. Taki malusieńki.W pewnej chwili wypadło mu coś z ręki
-Hej chłopczyku! Coś ci wypadło-zawołałam podając małemu jego rzecz.
-Dziękuję ci-uśmiechnął się.-Jesteś w Gryffindorze?
-Tak-odparłam.
-Ja też...To mój drugi rok...Troszkę się boję.
-Ale nie ma czego-zaśmiałam się. Poczochrałam go po włosach i weszłam do wagonu. Chciałam znaleźć miejsce siedzące ale na mojej drodze spotkałam...Schuyler. O mój boże...Jak ja jej nienawidzę "Cheryl spokojnie...Pokaż jej, że jesteś lepsza" pomyślałam.
-Hatred, jeszcze cię nie wyrzucili?-zapytała przyglądając się swoim pięknie wypielęgnowanym paznokciom. Pfff... Wcale nie miałam gorszych.
-Schuyler jak miło cię znów zobaczyć-uśmiechnęłam się na przymus.
-Ty już nie zgrywaj takie cudnej i dobrodusznej...O mój Boże jestem z Gryffindoru jestem taka miła, odważna i sram tęczą-zaczęła "przedrzeźniać" mnie dziewczyna.
-O jeju...Dalej nie możesz pogodzić się z tym, że jestem lepsza od ciebie w quidditchu?
-Ty lepsza?! Chyba śnisz-wybuchnęła śmiechem dziewczyna.
-Cały Gryffindor jest lepszy od Slytherinu. Nie tylko w quidditchu-parsknęłam.
<Schuyler? Ja zawsze muszę bronić Gryffindoru sorka xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz