Słuchałam tego, co mówi chłopak. Trochę mi się pomieszało w głowie, ale twarze w połowie zapamiętam. Pokręciłam głową w odpowiedzi na jego pytanie. Ruszyłam prosto do stołu krukonów. Chłopak mnie dogonił. Szliśmy w ciszy. Nie lubiłam znajdować się tu. Nie lubiłąm tłumów. Miałam wrażenie, jakby wszyscy mnie obserwowali, czego nienawidzę. W końcu jednak się opanowałam i szłam zdecydowanym krokiem. "Tyle razy tędy szłaś i nikt na ciebie nie patrzył. Czego się boisz?" pomyślałam. To była prawda. Bez strachu. Usiadłam na jakimś wolnym miejscu, a chłopak obok mnie. Popatrzył się jeszcze w prawą stronę, zapewne szukając przyjaciół, po czym usiadł. Ciągle była cisza między nami, gdyż nie można tego nazwać ciszą absolutną. Wszędzie, ze wszystkich stron można było dosłyszeć rozmowy, czasem mlaskanie, stukanie w stół dłońmi albo jakimiś rzeczami, a nawet śmiechy. Trochę lubiłam tu przebywać, ale tylko pod jednym względem - śmiech. Sama się nie śmieje, więc miło jest słyszeć to, czego nie masz w sobie a nawet jeśli masz, to nieodkryte.
<Alex?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz