niedziela, 15 maja 2016

Od Gabriel'a cd. Prim



Jedyne uczucie, które towarzyszylo mi w tej chwili to strach. Każdy by się bal, tym bardziej jak się ma taką rodzinę jak moja. Od pokoleń nikt nie skaził naszej krwi, a teraz to na mnie spadnie to brzemię. To ja splamię naszą czystą krew. Słyszałem wypowiadane przez Prim słowa jakbym był w innym pomieszczeniu. Gdzieś w głębi duszy wiedziałem, że po przez zadrapanie jest mała szansa na zakażenie, ale moich rodziców to nie obejdzie. Powoli czułem, że coraz bardziej tracę świadomość. Nie mogłem na to pozwolić, a słowa wypowiadane przez dziewczynę przestawały działać. Nie byłem do końca pewien czy dalej mam czucie w tej ręce i spróbowałem, a potem jakże boleśnie okazało się, iż mam czucie i lekko mnie to ocuciło. Wstałem lekko się zataczając skierowałem do drzwi. Przestraszona Prim pobiegła za mną i zaciągnęła z powrotem na kanapę.
- Schuyler... Gdzieś ty do cholery jest. - mamrotała dziewczyna dalej kurczowo trzymając mnie za zdrową rękę. Cały czas starała się utrzymać mnie przytomnego, ale było coraz gorzej, w ostatniej chwili mojej świadomości do pokoju Wspólnego wpadła Shy, Pani Pomfrey i profesor Snape.

☆☆☆

Nie wiem jak długo spałem, ale obudziłem się w Skrzydle Szpitalnym otoczony grupką ludzi. Najbliżej mnie stała Schuyler, przypuszczam, że nawet Pani Pomfrey nie powstrzymała jej od siedzenia tu dzień i noc. Nieco dalej stał Frost z ręką położoną na talii mojej siostry... To mnie chyba ocuciło do końca, bo aż usiadłem, ignorując ból i zawroty głowy.
- Powinieneś leżeć. - odezwała się Prim, której się akurat nie spodziewałem myślałem, że będzie starała się unikać mnie na wszelkie sposoby, ale jednak tu była. Obok niej stała Skyler i Erin, dziwi mnie to, że Schuyler ją toleruje tym bardziej, iż z Alex'em wydają się być parą. Wszyscy się uśmiechają, ale tak jakoś sztucznie.
- Złe wieści prawda? - odparłem mocno zachrypniętym głosem, najwidoczniej spałem dłużej niż mi się wydawało. Nikt się nie odezwał, spojrzałem na Prim, wiedziałem, że mi powie... musi.
- To... Tak nie do końca złe wieści. Pamiętasz co się stało tamtej nocy? - skinąłem głową twierdząco - Więc wiesz, że to był likantrop, w twojej ranie został jego pazur... - przerwała widząc moje przerażenie. - Spokojnie, miałeś szczęście, bo sam go sobie wyrwałeś. Nie jesteś zarażony, ale twoi rodzice wiedzą.
Fakt, to była raczej gorsza rzecz od splamienia krwi, no dobra może i nie, ale jednak van Alenowie, przypuszczalnie będą mnie szprycować różnorodnymi eliksirami, zastrzykami i tego typu pierdołami. Schuyler chwyciła moją dłoń, jakby czytała mi w myślach. Po chwili do sali wkroczyli moi rodzice... Oczywiście musieli zaznaczyć swoją wyższość, weszli na tyle efektownie, że każdy przyglądał im się z zachwytem jakby byli nie wiadomo kim...
















- Gabriel. To cudowne, że masz tyle przyjaciół, ale musimy Cię stąd zabrać. - rzekła wyniosłym tonem moja matka.
- Nie może Pani tego zrobić. - krzyknęła Prim. Chwyciłem ją szybko za rękę, skłaniając ja tym samym do milczenia, jeśli raz jeszcze sprzeciwi się mojej matce to nie tylko ja pożałuję, ale także rodzina Prim. Nie mogę na to pozwolić...
- Nie. Rozumiem... - odparłem i zignorowałem to, że w tym czasie dziewczyna wbiła mi paznokcie w dłoń.

Prim? ( Chyba nie pozwolisz go zabrać ? ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy