wtorek, 15 marca 2016
Od Shay
Śniadanie w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart przebiegało bez większych komplikacji. Nawet żaden ze ślizgonow ani gryfonów nie wszczął bójki, co oba domy mogą uznać za swój mały sukces. W Wielkiej Sali jak zwykle było gwarno. Grupa puchonek, które kojarzę już z ich niecodziennego zachowania chichotała i machała do co przystojniejszego chłopaka przechodzącego obok nich. W tym zgiełku siedziałam ja - zdecydowanie za mała do tej ogromnej szkoły. Jadłam drugiego już tosta z dżemem wiśniowym przeglądając pobieżnie książkę do numerologii. Przez towarzystwo siedzące obok mnie przeszły salwy śmiechu, przez co moja uwaga została na krótką chwilę rozproszona. Zaszczyciłam młodzież jednym krótkim spojrzeniem po czym wróciłam do wertowania podręcznika. Skończywszy jeść tosta wstałam i skierowałam się ku wielkim drzwiom, spokojnie można by rzec wrotom, by opuścić Wielką Salę. Pewnie zaskoczeniem nie będzie, że udało mi się to bez problemu. Korytarz był pusty, a dźwięk stukotu moich butów odbijał się echem od zimnej, kamiennej powierzchni ścian szkoły.
Usłyszałam energiczny odgłos kroków, które po chwili przerodziły się w bieg. Po chwili podniosłam wzrok, a moim oczom ukazała się rozpędzona postać szarżująca prosto na mnie. Kolizja była oczywista, niestety i nieunikniona. Po chwili siedziałam już na zimnej posadzce próbując przypatrzeć się twarzy osoby, która zapewne była spóźniona i biegła do wielkiej sali na śniadanie.
Ktoś dokończy? ^.^
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz