- Vivienne! Viv, kochanie... - Krzyczałem i potrząsałem dziewczyną. Lecz dalej była nieprzytomna. - Cholera... - Mruknąłem. Wyszperałem z kieszeni telefon, wybrałem numer do Schuyler.
- Schuyler? Musisz mi pomóc.- Powiedziałem na powitanie. - Rana Vivienne się odnowiła, a ból był dla niej nie do zniesienia, bo zemdlała. Ci mam z tym zrobić, różdżki przecież nie mogę użyć. - Schuyler powiedziała, że jedyne co moge zrobić to zimny okład, bo ona nie ma czasu się aportować.
Rozłączyłem się i zrobiłem co mi kazała. Siedziałem przy dziewczynie aż się obudziła.
Viv?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz