Gdy tylko Vivienne uciekła odwróciłem się w stronę moich rodziców zmierzyłem ich wzrokiem.
Matka, wysoka piękna kobieta o jasnych blond włosach i niebieskich lodowych oczach, które Schuyler po niej odziedziczyła, ubrana była w ładną białą suknię, która zlewała się z je białą skórą bez skazy.
Ojciec, trochę wyższy od matki, przystojny brunet o równie niebieskich oczach co moje, z lekkim zarostem. Ubrany w ciemną marynarkę i białą bluzkę. Stał obejmując matkę ramieniem patrząc na mnie ze złością.
Mało mnie to obchodziło, odwróciłem się na pięcie i pobiegłem w ślad za ukochaną, a gdy ją znalazłem wziąłem w objęcia.
- Wiedz, że dla mnie nie ma znaczenia jaką masz krew, kochanie. To nic nie znaczy. - wtuliłem twarz w jej włosy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz