Obudził mnie dźwięk głosu Vivien, otworzyłem oczy, a przed nami siedziała wściekła Schuyler.
- Coś się stało? - spytałem jeszcze nierozbudzony, a moja bliźniaczka posłała mi jadowite spojrzenie.
- Och nie, absolutnie nic. - o tak sarkazm do niej pasował. Wyprostowałem się i zwróciłem się do Vivien.
- Skarbie mógłbym prosić cię żebyś przyniosła mi coś słodkiego? - spytałem i wyciągnąłem parę galeonów.
- Jasne. - A gdy spojrzała na moją dłoń z monetami dodała. - Ja stawiam. - i pocałowała mnie w policzek, na co Schuyler wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby.
- O co chodzi? - zapytałem po raz drugi, a ona nic nie mówiąc wstała i zdjęła bluzę odwracając się do mnie tyłem, miała ubraną ładną bluzkę z wyciętymi plecami, ale tym razem jej plecy pokrywały świeże blizny, a raczej gojące się napisy, które głosiły: " Nigdy więcej nie będę kłamać rodzicom", pokrywały całe plecy, niektóre jeszcze krwawiły. - Ile razy musiałaś to napisać?
- Dwa tysiące razy, bo uznali, że " Jeszcze dobrze nie wsiąkło ". - odparła, dalej pokazując mi plecy. Usiadłem, a w drzwiach zobaczyłem Vivienne z otwartymi ustami.
Viv?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz