Ta sama brunetka, której parę godzin temu wytrąciłem książki, podała mi odpowiedź, której tak namiętnie szukałem w księgach. Dziwne zwykle nie potrzebowałem podpowiedzi do zadań z czegokolwiek oprócz wróżbiarstwa, bo od samego początku uważłem, iż profesor Trelawney jest po prostu stuknięta i w każdej pracy domowej improwizowałem.
- Ah, tak. Dzięki. - mruknąłem i odebrałem od niej książkę, którą w tej chwili potrzebowałem, a ona uśmiechnęła się i powiedziała ściszając głos.
- Vivien. - a ja zbyt skupiony na pracy tylko stęknąłem.
- Hę? - tak mi się w każdym bądź razie wydawało, że tak to zabrzmiało.
- Moje imię, Vivienne, ale możesz mówić mi Vivien. - odparła zaczerwieniona, a ja na to odparłem.
- Tak, tak. Gabriel.
- Wiem. - powiedziała, a ja na nią spojrzałem zdziwiony, dopiero po chwili zorientowała się co dokładnie powiedziała.
Viv? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz