sobota, 8 sierpnia 2015

Od Vivienne do: Gabriela

Ciepłe promienie słońca, które wlały się przez okno do dormitorium dziewcząt przebudziły mnie. Powoli otworzyłam oczy i przetarłam je wierzchem dłoni. Była sobota. Prawie wszystkich dziewczyn nie było już w sypialni. No właśnie...Prawie. W łóżku obok leżała moja najlepsza przyjaciółka i smacznie spała. Postanowiłam ją obudzić by razem z nią udać się na śniadanie
-Ej Alice wstawaj-powiedziałam rzucając w blondynkę poduszką.
-Ciiicho-syknęła-Śpię.
-Nie śpisz tylko idziemy na śniadanie. Chodź.
-Nienawidzę cię-prychnęła. Ubrałyśmy się i zeszłyśmy do Wielkiej Sali. Chyba tylko z Alice miałam taki dobry kontakt. Chyba? Kogo ja oszukuję? TYLKO z Alice. 
-Tu jest wolne miejsce-powiedziałam. Usiadłyśmy i w spokoju zjadłyśmy śniadanie. Wreszcie w tłumie wypatrzyłam tą osobę, którą chciałam wypatrzyć. Przy ścianie stał Gabriel van Alen ze swoją bandą Ślizgonów. Teraz chyba opowiadał im jakiś żart bo wszyscy wybuchnęli śmiechem. Od pewnego czasu mi się podoba... Imponuje mi, ze zawsze jest taki wesoły, śmieszny. Niestety zdaję sobie sprawę, że nigdy nie spojrzy na taka dziewczynę jak ja. Brzydka,, głupia, Puchonka...Do tego wszystkiego szlama...
-W co się tak wpatrujesz?-z moich przemyśleń wyrwała mnie Alice.
-Co...Ja?
-Ach... Po co ja pytam. W niego. Po prostu idź i zagadaj.
-Ja? Nigdy-fuknęłam. Chciałam teraz być sama. Wyszłam z Wielkiej Sali i ruszyłam w stronę jeziora. Lubiłam tak siedzieć. Byłam już prawie przy jeziorze gdy ktoś przechodząc obok mnie szturchnął mnie niechcący (chyba) ręką. Wypadły mi wszystkie książki (wzięłam książki by odrobić zadania). Popatrzyłam kto to zrobił. Był to Gabriel. Gabriel van Alen.

<Gabriel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy