poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Od Gabriela cd: Viv

Odszedłem szybkim krokiem, bo każda moja zwłoka może mnie wiele kosztować. Gdy dotarłem do głównego korytarz prawie biegłem. Wiedziałem gdzie ją mogę zastać. Tuż przed Zakazanym Lasem, bo tam zawsze ją ciągnęło. Przekroczyłem wrota i teraz to prawie leciałem. Aha! Wyciągnąłem różdżkę i powiedziałem.
- Accio Błyskawica. - schowałem ją z powrotem do tylnej kieszeni, odczekałem nie więcej niż 10 sekund i miotła pojawiła się przede mną. Chwyciłem trzonek i odepchnąłem się od ziemi. Dotarcie do ulubionego miejsca siostry nie zajęło mi długo tuż nad ziemią zeskoczyłem z miotły i trzymając ją w prawej ręce biegłem jeszcze kawałek dostrzegając małe ciało siedząc tuż na granicy Zakazanego Lasu.
- Schuyler? - spytałem niepewnie, ale się nie poruszyła. Zrobiłem parę kroków w jej stronę i zauważyłem, że w dłoni trzyma różdżkę. - Schuyler... - powtórzyłem, ale urwałem słysząc jej cichy szept.
- Zdrajca... Zdrajca... Jak mogłeś... związać się ze Szlamą... To moja wina... moja wina... - szeptała i powtarzała to jak mantrę, a prawa ręka pocierała lewe przedramię... Wiedziałem co się tam znajdowało... Moja siostra została naznaczona... Była monetą przetargową... Jej życie za moje, ale rodzice, którzy jeszcze wtedy nas kochali, udaremnili plany Terencjusza Riddle'a... potomka Voldemorta... Schuyler miała zapłacić za błędy Malfoy'ów naszych przodków. Którzy zdradzili... Chcieli chłopca, ale wiedzieli, że dziewczynka będzie cierpieć bardziej... Jej lewe przedramię pokrywają piekące spirale, które pękają, gdy tylko ktoś zdradzi czystą krew... Ukrywała je specjalnymi eliksirami, ale w takiej sytuacji to nic nie dało. Usiadłem obok niej i chwyciłem prawy nadgarstek uniemożliwiając jej drapanie i pocieranie ran.
- Spójrz na mnie... - poprosiłem, ale ona twardo siedziała wpatrzona w trawę. - Proszę... - dodałem i przysunąłem się na tyle żeby móc ją przytulić. Jej gorące łzy moczyły mi szatę, ale to nie miało znaczenia. - Vivienne jest mugolem, ale wiem, że gdybyś chciała mogłabyś ją polubić... Jest naprawdę wspaniałą czarownicą. - wyszeptałem jej do ucha. Odsunęła się i spojrzała mi przeraźliwie głeboko w oczy.
- Kochasz ją... - wręcz wypluła te słowa. A jej oczy przypominały błękitną otchłań, nie wyrażały nic.
- Każdy kogoś kocha, Schuyler. - odparłem po chwili zastanowienia, a potem dodałem. - Mnie ktoś kocha... Ciebie też. I nie mówię tu o sobie. - tym razem udało mi się ją zaskoczyć.
- Wątpię Gabrielu. - powiedziała i wstała ze swojego miejsca. Otarła twarz i wyglądała jakby nic się nie stało. Energicznym krokiem szła w stronę zamku. Zerwałem się na nogi i ruszyłem do miejsca, w którym zostawiłem swoją miotłę. Wybrałem tym razem drogę lądową i gdy tylko doszłedłem do zamku skierowałem się do dormitorium żeby odnieść Błyskawicę. Gdy odłożyłem ją na swoje miejsce usiadłem przy biórku i na kawałku schludnego pergaminu naskrobałem list do Vivienne. Użyłem różdżki i zmieniłem prostą kartkę ze słowami w gołębia, który miał tylko jeden cel. W liście poprosiłem dziewczynę o spotkanie i odpowiedź czy da radę. Czekając na odpowiedź wstałem z krzesła i rzuciłem na miękkie łóżko.

Vivienne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy